KOMPROMITACJI CIĄG DALSZY !!!
Urban: Nie mieliśmy pomysłu na grę !!!
- Dziś nie jest trudno wytłumaczyć porażkę. Byliśmy zdecydowanie słabszą drużyną, nie mieliśmy pomysłu na grę. Widziałem dziś drużynę zmęczoną, słabszą, zdecydowanie wolniejszą od drużyny przeciwnej. Ustawienie Tomka Jodłowca zależało od tego jak będzie grać Ivica Vrdoljak - mówił po meczu Jan Urban
- Jeśli chodzi o Henrika Ojamę to ma on potencjał, ale często się myli, będziemy musieli znowu z nim porozmawiać. Sytuacje takie jak pretensje do zawodnika nie mogą zdarzać się na boisku. Helio Pinto
był dziś ustawiony w jednej linii z Miro Radovicem dlatego, że chcieliśmy znaleźć mu po prostu miejsce na boisku, ale nie pokazał dziś zbyt wiele.
- Lazio jest na pewno drużyną o największym potencjale w tej grupie, mają świetnych zawodników, drogich i umiejących grać w piłkę.
Na podsumowanie gry Legii będzie czas pod koniec roku kalendarzowego, będziemy zastanawiać się co nam się przydarzyło w Lidze Europy i nad ustawieniami zawodników, czy są one dobre - zakończył szkoleniowiec Legii.
KIBIC __Urban ty już mnie nie śmieszysz Ty jesteś
po prostu żałosny . Cudowie zmobilizowałeś drużynę to był pokaz twojej
bezsilnosci .My kibice Legii nie chcemy Cię jesteś trenerem bez jaj ! i tak gra
'twoja ' Legia czyli bez pciowo anemicznie, z tysiącami nie celnych podań
krótko mówiąc bez ładu i składu WON AMATORZE Z LEGII !!!
Legia: Kuciak - Bereszyński,
Rzeźniczak, Jodłowiec, Wawrzyniak - Radović, Vrdoljak, Furman (64' Astiz),
Pinto (46' Ojamaa), Brzyski - Dwaliszwili (75' Mikita)
SS Lazio: Berisha - Cavanda, Ciani,
Cana, Radu - González (81' Lulić), Biglia, Hernanes - Ânderson (77' Floccari),
Perea, Baldé (73' Onazi)

Żółta kartka: Cavanda
Sędziował: Kevin Blom (Holandia)
Widzów: 10 000
W 45. minucie rzut wolny wykonywała Legia, piłka trafiła na głowę Jakuba Wawrzyniaka, ten odegrał ją w kierunku środka pola karnego, ale strzał Wladimira Dwaliszwilego jedynie znokautował obrońcę Lazio. Była to pierwsza przemyślana akcja legionistów w meczu! Ich gra była żenująca. W ogóle nie było widać, że zależy im na uratowaniu honoru i uniknięciu kompromitacji jaką jest dotychczasowy bilans występów w Lidze Europejskiej: zero punktów i zero bramek. Legioniści grali „stojanowa”, a na dodatek z wielkim respektem wobec przeciwników, którzy wcale się nie przemęczali. Przeciwnie, grali na pół gwizdka, jak na treningu, ale to wystarczało na amatorów z Warszawy. W 25. minucie Rzymianie wykonali wyrok. Strzałem głową Kolumbijczyk Brayan Perea przelobował Duszana Kuciaka. Gdyby nie bramkarz, legioniści przegrywaliby do przerwy jeszcze wyżej. W przerwie z boiska zszedł Helio Pinto, ale również dobrze Urban mógł ściągnąć każdego za wyjątkiem Kuciaka i Tomasza Brzyskiego. Pinto rzeczywiście był beznadziejny, ale tak samo słabi byli pozostali środkowi pomocnicy. Kiedy zobaczyliśmy podchodzącego do zmiany Henrika Ojamę, to tylko westchnęliśmy pamiętając „popisy” Estończyka w spotkaniu z Pogonią, W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. W pierwszych pięciu minutach Kuciak musiał dwa razy ratować zespół przed stratą drugiego gola. W 57. minucie Słowak był jednak bezradny, kiedy Anderson strzelał mu w długi róg niczym na treningu. Przyglądał się temu z zaciekawieniem Dominik Furman, którego grę można było podsumować następująco: „ani do przodu, ani do tyłu”. Po takim występie legionista powinien się poważnie zastanowić, czy ma wystarczające umiejętności, żeby wyjechać do ligi zachodniej. Urban zlitował się nad nim wprowadzając na plac Inakiego Astiza.W 67. minucie typowe dla siebie zachowanie – piłkarskiego debila - zaprezentował Ojamaa. Ten parodysta uprzedził bramkarza Lazio, minął go, ale zamiast podnieść głowę i dostrzec dobrze ustawionego Dwaliszwilego kopnął dwa metry od słupka. Co gorsza, gdy już podniósł głowę, wcale nie wydawał się z powodu swojej głupoty zawstydzony. Gdyby Legia miała w tym momencie na ławce trenera, Ojamaa zszedłby z boiska. Po stracie drugiego gola piłkarze Lazio przestali biegać, a legioniści biegać nie zaczęli. Przez zachowanie kibiców czuliśmy się jak na „Titanicu” – na boisku katastrofa, a na trybunach bal. W doliczonym czasie gry wydawało się, że w nagrodę kibice zobaczą gola, ale piłkę po strzale Miroslava Radovicia z linii bramkowej wybił piłkarz Lazio. Blamaż Legii w europejskich pucharach trwa.

Vladimir Petkovic: Moje wrażenie z dzisiejszego meczu jest takie,
że Lazio bawiło się piłką więcej niż zwykle, ale było to pewne. Cieszę się z
dzisiejszych bramek bardziej niż z tych z wcześniejszych meczów. Moi piłkarze
grali dziś dobrze. Wygraliśmy pierwszy raz poza domem w tej edycji Ligi Europy.
Musimy przygotować się na następne spotkanie, żeby zająć pierwsze miejsce w
grupie.
Panie
trenerze, jak żyć?
O meczu z Lazio chciałoby się
zapomnieć jak najszybciej. Zawodnicy występujący dzisiaj w barwach klubu ze
stolicy Włoch to w europejskiej piłce tak zwane "no name’y". W żaden
sposób nie przeszkadzało im to w bawieniu się piłką, podczas gdy legionistom
futbolówka wręcz przeszkadzała w grze...
Trener Jan Urban mentalnie ten mecz
odpuścił mniej więcej w 20. minucie, kiedy to zdecydował się usiąść na ławce
rezerwowych i z tej perspektywy posępnie przyglądać się na kopiących się w
czoło swoich podopiecznych. Nie wierzył w jakikolwiek korzystny wynik i w sumie
ciężko mu się dziwić patrząc na dzisiejszą „grę” legionistów. Ale czy tak
powinno być? Szkoleniowiec gości Vladimir Petković cały czas "żył"
grą i prowadził swój zespół.
Pod koniec meczu Miroslav Radović był
bardzo bliski zdobycie pierwszego gola dla Legii w tej edycji Ligi Europy,
jednak obrońca Lazio wybił piłkę z linii bramkowej. Jęk zawodu, jaki przeszedł
wtedy po trybunach pokazał, że w tej chwili jesteśmy w Europie klubem na
poziomie amatorów z Walii, których kibice cieszą się z jednego gola w meczu z
mistrzem kraju teoretycznie lepszego.
Legia miała w Lidze Europy się
ogrywać, zdobywać punkty do rankingu UEFA i generalnie łapać doświadczenie.
Tymczasem mistrzowie Polski zaserwowali nam wyniki, które są powodem do wstydu.
W sobotę ogrywamy po dobrym meczu Pogoń Szczecin, a kilka dni później wyglądamy
jak amatorzy przy europejskim średniaku...